Facedrink Napój społecznościowy większości z nas kojarzy się z piwem, nic dziwnego to przy nim najczęściej omawiamy nowe pomysły, problemy czy leczymy starą miłość.

Jest jednak coś, co na alkohol nie wygląda, a za napój społecznościowy uchodzi. Cały niebieski, zamknięty w zgrabnej buteleczce. Dodaje energii i nawiązuje przyjaźń ze zmysłem smaku. Facedrink firmy Big Brands z Kalifornii.

Facedrink  - Facebook Face-drink

Na pierwszy rzut oka Facedrink jest dzieckiem Facebooka. Butelka energetyka ma charakterystyczny niebieski kolor, logo jest białe, a czcionka zaskakująco podobna do tej z portalu społecznościowego. Nie jest on jednak oficjalnym napojem Face’a, dlatego też już pojawiły się pozwy o złamanie praw autorskich.

Why Facedrink? Why not!

Facedrink pozbawiony jest węglowodanów, mimo to jest napojem energetyzującym. W jego skład wchodzą między innymi: woda, kwas cytrynowy, kwas askorbinowy, zielona herbata, guarana, tauryna, kofeina, kwas foliowy i witamina B12. Co ważne dla dbających o linię – w siedemdziesięciu pięciu mililitrach tropikalnego drinka mieszczą się tylko trzy kalorie.

Wypicie tego napoju powoduje zastrzyk energii oraz posmak przyjaźni, gwarantuje skupienie i przypływ sił witalnych. Jak twierdzi współzałożyciel firmy Barry Moustaph: shot ma dostarczyć konsumentowi społecznej energii jaka ludzie potrzebują, aby poradzić sobie z problemami dnia codziennego[1].

Chwyt reklamowy, a może lekarstwo na Facebooka? Pierwszym jest w każdym calu, drugim być może. W końcu magicznie orzeźwiający napój, zamknięty w niebieskiej buteleczce przypomina syrop na kaszel, zatem z pewnością działa także na ból społecznościowy.

źródło: www.portalspożywczy.pl

facebook_rss rss


  • Wywiad dr Marek Zaimnak
  • Bóg Facebook
  • Chcesz być dziennikarzem - nie idź na dziennikarstwo
  • A Ty co o tym myślisz?
  • MLM – ściema, sekta czy droga dla ambitnych i kreatywnych?
  • Pijaru Koksu dla Destylatora
  • Nas można bluzgać - wywiad z Afro Kolektyw
  • No Logo
Previous Next



Najczęściej czytane:


ja chcę kawyyy
czyli biurowe historie z przymrużeniem oka