Author: Anna Daleki

Internet zamiast znajomych  - Gdyby powstał portal, który pomaga znaleźć przyjaciół... ale takich przyjaciół, z którymi można gdzieś wyjść, spotykać się z nimi w realu, a nie tylko utrzymywać kontakty przez Internet... To byłoby dopiero coś! - Powiedziałam kiedyś do mojego taty. On zaśmiał się krótko.
- Tak działają portale randkowe - odpowiedział, najwyraźniej nie rozumiejąc mojego punktu widzenia.
- No właśnie działałyby na takiej zasadzie! Cieszyłby się zainteresowaniem, bo ludzie w gruncie rzeczy są samotni - próbowałam wytłumaczyć.
- Aniu, ale jak znajdziesz odpowiednią osobę, to ona właśnie będzie twoim partnerem, przyjacielem, mężem, żoną... Dlatego popularne są portale randkowe, a takie przyjacielskie wersje się nie przyjmą – uśmiechnął się do mnie delikatnie, jakby rozczuliła go moja naiwność.

Nie przekonał mnie. Nie mogłam zgodzić się z jego punktem widzenia. Na szczęście nie byłam odosobniona. Moje zdanie podzielały takie osoby jak Scott Heiferman, Brendan McGovern, Peter Kamali, Matt Meeker i Greg Whalin - założyciele meetup.com, największego w skali świata portalu społecznościowego budującego grupy lokalne.

Spotkajmy się!

Po raz pierwszy natrafiłam na Meetup, a wraz z nim na idee przenoszenia znajomości internetowych do świata rzeczywistego, rok temu. Szykowałam się wtedy do mojego pierwszego wyjazdu do USA i przeprowadzałam prywatny research mający ułatwić mi pierwszy kontakt z obcą kulturą.

W Stanach Zjednoczonych serwisy tego typu są modne i dobrze prosperujące. Powodzenie zawdzięczają wysoko rozwiniętemu przemysłowi technologicznemu. Zachowania tylko w teorii kapitalistycznego społeczeństwa są bardzo socjalistyczne. Amerykanie zmęczyli i znudzili się wszechobecnym, zawsze gotowym do wspólnej pracy, zabawy i relaksu, komputerem.

W końcu zaczęli wykorzystywać technologię, a nie nią (i dla niej) żyć. Oczy oraz działania swe zwrócili ku lokalności, namacalności doznań, czyli ku prawdziwym ludziom. Znużeni sztucznym światem, zaczęli szukać prawdziwych relacji i więzi. W tych bardziej „zaganianych” ośrodkach jak New York City zmiany te zachodzą znacznie wolniej, jednak tendencja istnieje i stale się nasila.

Lokalne społeczności w Internecie

Ludzie uciekają z wielkich, zatłoczonych miast i stanów w poszukiwaniu czegoś innego. Czegoś, co utracili dawno temu. Ci lepiej wykształceni, zamożni, świadomi, mający ten rzadki komfort decydowania o sobie, kierują swe kroki na ryneczki, ku zdrowej, organicznej żywności, pakują rowery czy wygodne buty do pick-upów i ruszają na łono natury... Ale samemu? Nie. W gronie rodziny, przyjaciół zarówno obecnych jak i przyszłych. Przecież w grupie raźniej.

Socjal jest trendy

Tendencja do poszukiwania realnych znajomości, a także możliwości spędzenia wolnego czasu z dala od komputera, napłynęła do Europy, do Polski. Zauroczona Meetupem, przebywając jeszcze Daleko za Oceanem postanowiłam, na wzór amerykański, założyć swoją własną grupę. W tym momencie Meetup istniał oczywiście już nie tylko w Stanach. Grupy zakładali rozmaici ludzie o rozmaitym hobby w rozmaitych miastach Europy. W Polsce portal nie zdobył dużej popularności.

W moim mieście (Gdańsku) i okolicach (Trójmieście) nie funkcjonowała żadna grupa. Miałam być pierwszym założycielem, co bynajmniej nie zniechęciło mnie ani odrobinę. Zalogowałam się na moje konto i kliknęłam przycisk „Start a Meetup Group”. Miała to być grupa miłośników biegania.

Po wypełnieniu wszystkich wymaganych pól, sporządzeniu fajnego opisu (po angielsku – nie pytajcie dlaczego), określeniu zainteresowań i tagów, gotowa byłam powołać moją własną grupę do życia. Niestety nie był to koniec. Przede mną pojawiła się informacja z żądaniem zapłaty za utworzenie wydarzenia. To mnie powstrzymało.

Darmowej promocji nie będzie?

Jak się później dowiedziałam, wprowadzona niedawno opłata zniechęciła sporą część najróżniejszych pasjonatów i animatorów życia codziennego. Niektórzy zaczęli „podpinać” kilka grup pod jedną, inni natomiast zupełnie rezygnowali z aktywności w ramach serwisu. Dlaczego Meetup wprowadził płatne konta? Głównie dlatego, że strona nagminnie wykorzystywana była przez marketingowców do pozyskiwania klientów w ramach „niekomercyjnej akcji społecznej”, zabawy.
Jakkolwiek zarządcy intencje mieli dobre, podcięli sobie skrzydła i ograniczyli możliwość zawojowania Polski.

To jednak nie oznaczało odcięcia Polaków od idei. Natknęłam się zupełnie przypadkiem na polskiego brata meetup.com, czyli na-kawe.net. Tego typu platformy społecznościowe dopiero powstają, gdyż jesteśmy jeszcze na początku drogi ku realnej bliskości. Wielu młodych ludzi zaczyna doceniać wartości, którymi (właściwie nie tak dawno temu) kierowali się nasi przodkowie. Myślę, że po zachłyśnięciu się konsumpcjonizmem w końcu patrzymy we właściwą stronę. Zaczynamy wykorzystywać dane nam dobra materialne i wynalazki współczesności do własnych celów. Nie chcemy już układać swojego życia wyłącznie tak, aby ów majątek posiadać. No cóż... Może czasami warto brać przykład od naszych przyjaciół zza Oceanu? Ucząc się na ich błędach możemy uniknąć ich powielania.

Lokalne społeczności w Internecie

PoSłowie

Tekst napisałam i wysłałam. Już miałam wyłączyć komputer, kiedy to zauważyłam powiadomienie wiadomości nieprzeczytane: 1. Super! Czyżby jakaś oferta promocyjna? Niestety. Wiadomość znajdowała się na skrzynce „służbowej”. Przezwyciężyłam ogarniającą mnie rozpacz z powodu braku porannego newslettera od Groupona i spółki. Kliknęłam i otworzyłam e-maila.
Dotyczył on wysłanego przed chwilą tekstu. Przyjęty został pozytywnie, co niezmiernie mnie ucieszyło (niemal zapomniałam o braku codziennej porcji super okazji i kuponów).
Zostałam poproszona o drobne uzupełnienie artykułu. No cóż... miałam iść do urzędu, ale urząd nie zając... wzięłam się do roboty.

Obejrzałam Look up autorstwa Gary'ego Turka. Krótkometrażowy film wywarł na mnie duże wrażenie, ale nie zaszokował. Byłam przygotowana dokładnie na to, co zobaczyłam. Wiedziałam jaki problem porusza niespełna pięciominutowy filmik. Było to przesłanie typowe od ludzi świadomych, kochających życie – takich którzy wpisują się w modny (i bardzo dobrze) obecnie nurt.

Look up - krótko rzecz ujmując

Brytyjczyk dosadnie, w sposób łapiący za serce, przedstawił kwestię marnowanego czasu. Skupiamy się na utrzymywaniu sztucznych relacji on-line (głównie za pomocą Facebooka) zamiast na tych prawdziwych. Gary ma dużo racji. Tuż po zapoznaniu się z jego komunikatem, wysłałam do niego aprobującego i pochwalnego twitta.

Różnimy się jednak trochę w tej kwestii, ponieważ ja nie nakłaniam do odwrócenia się od cudów techniki. W mojej opinii, są one przydatne, ale nie powinny stanowić sensu naszego istnienia. Są bowiem tylko narzędziami, dzięki którym mamy żyć lepiej. Ale właśnie: ŻYĆ – nie tylko egzystować. 

Grafika: 1, 2, 3