bitlty i social media

Mam już dość widoku, jak kolejny zafiksowany na gdzie-się-da-promocję człowiek wrzuca swoje linki z bitly. Moim zdaniem (nad)używanie tego narzędzia to brak szacunku do użytkowników.

Oto dlaczego.

 

Sięgnijmy do korzeni – skąd się wziął bitly.
Bit.ly, teraz bitly.com, podobnie jak kilka polskich odpowiedników (upierdol.pl, ujeb.se, skracam.pl, tnij.org) po prostu miał skracać za długie linki. Miało to szczególne znaczenie, dla użytkowników Twittera, którzy będąc ograniczonymi do 140 znaków nie mieli szans podzielić się ciekawymi materiałami, bo sam link mógł wyzerować dostępny limit znaków. Z czasem bit.ly zostało wypierane przez wewnętrzną skracarkę Twittera t.co.
Podsumowując: bitly, podobnie jak dowolna inna skracarka służy do SKRACANIA linków, żeby nie wyglądały np. tak: https://maps.google.pl/maps?q=non+iron+krak%C3%B3w&hl=pl&ie=UTF8&sll=51.953751,19.134379&sspn=9.931426,26.784668&t=h&hq=non+iron&hnear=Krak%C3%B3w,+Wojew%C3%B3dztwo+ma%C5%82opolskie&z=16

O ile użycie bitly do zastosowań jak wyżej jest bardzo wskazane, to zamieszczanie linków do postów na blogach, czy artykułów, które to linki są normalnym i zrozumiałym tekstem to przegięcie pały.

Cokolwiek robisz: piszesz bloga, promujesz produkty klienta, czy nawet sprzedajesz pietruszkę w sklepie online – posługiwanie się skracaczem, który zlicza dla Ciebie statystyki i wskazuje Ci w kolorowych wykresach (nie)działające kanały promocji to o krok za daleko.
Jeżeli dla Ciebie Twoi odwiedzający/klienci, to po prostu statystyki i kliknięcia to może powinieneś zająć się czymś innym? Jeszcze lepiej, jak nie promujesz żadnych swoich treści, a jedynie robisz copy/paste do materiałów stworzonych przez innych, ale o tym na deser.

- Ale przecież to marketing, dotarcie, ciągłe sprawdzanie – to jest dla mnie dobre.
Prawda. Dla Ciebie. Na krótką metę. Inna prawda, że te dane da się uzyskać bez chowania linku pod bitly.
Nie masz pojęcia jak irytuje, gdy nie wiesz dokąd zaprowadzi Cię skrócony link. To po pierwsze, po drugie tu już nie ma żadnych złudzeń – gdziekolwiek taki link zamieszczasz – masz w tym wyłącznie jeden cel: sprawdzenie, czy stado baranów będzie go w danym miejscu klikać.

Bitly na grupach Facebooka, w komentarzach na blogach, gdziekolwiek poza Twoją własną stroną to po prostu już za dużo, a swoją drogą kompletnie niepotrzebnie (pomijając. że zamieszczanie tego na własnej stronie to po prostu głupota:).

Czy widziałeś kiedyś, żeby przy wejściu do sklepu ktoś stał i zliczał wchodzących, każdego pytając o to skąd się dowiedział? Ja nie widziałem. Jak bym widział, to więcej takiego sklepu bym nie odwiedził. Jasne, że sprzedawca i tak zlicza wchodzących, ale nie robi tego w bezczelny sposób, tylko subtelnie.

Ok, to co napisałem wyżej odnosi się tylko do grupy, która ma możliwość nawrócić się i sama tworzy treści, które też sama (lub z czyjąś pomocą) promuje.

Jest jeszcze olbrzymia grupa pośredników, którzy niczego od siebie nie wnoszą, a tylko robią copy/paste i patrzą jak się klika. Przypuszczam, że za tym stoi uzasadnienie, że jak z „ich” ciężko znalezionym, zaznaczonym, skopiowanym i wklejonym linkiem ktoś zrobi dosłownie to samo, co oni, to ominie ich chwała za godny dyplomu i jedyny w swoim rodzaju copy-pasting. Nie bądźmy śmieszni. Primo nie ich link, ale po prostu link. Secundo, jeżeli cała praca takiego delikwenta(-tki) to tylko szukanie linków do stworzonych przez kogoś innego materiałów i budowanie na nich „swojego zasięgu” oznacza, że są wyłącznie nic nie wnoszącymi do komunikacji pośrednikami.

- Ok, chcę być „dobry”, ale wciąż potrzebuję zliczać kliknięcia. Jak?
Najpierw musisz mieć swoje treści – jak nie masz, to zacznij mieć. Nie potrafisz? Zacznij się uczyć. Ten tekst to nie poradnik, a takich masz setki – Google pomoże Ci je znaleźć.

Jeżeli już masz swoje treści wystarczy, że zaczniesz posługiwać się Google Analytics (albo Piwikiem) – tam znajdziesz potrzebne Ci dane, a nawet wiele więcej niż da Ci skracarka linków. Do tego chociaż pozornie wykażesz się szacunkiem do ludzi, którym chcesz pokazać swoje treści.

Do wszelkich reklam posłuż się URL Builderem – płacisz za nie, musisz wiedzieć, czy i jak działają (https://support.google.com/analytics/answer/1033867?hl=pl). Z kolei dla linków wychodzących z Twojej strony możesz zastosować warstwy danych i zdarzenia GA. Da się, jeżeli nie wiesz jak, na pewno znajdziesz kogoś, kto Ci w tym pomoże.

Jak by nie było, miej litość, jak gdzieś zamieszczasz linki „za darmo” - ludzie, którzy je klikają to nie bydło, które trzeba policzyć, tylko Twoi klienci. A dokładniej, Klienci.
Z kolei, jeżeli nie masz swoich treści i używasz skracarek do zliczania klików do czyichś prac, to jesteś wyłącznie pasożytem i mam nadzieję, że jak ten tekst przeczyta kilka osób, to o te klika % zmniejszy Ci się „zasięg”.

Grafika: http://bitly.com/