Na jednym z najlepszych polskich portali o najnowszych technologiach: Antyweb.pl pojawił się plagiat. Szybka reakcja ze strony redakcji i posypanie głowy popiołem pozwoliło nie tylko zachować twarz, ale nawet zdobyć uznanie w oczach czytelników.

Opublikowany na antywebie tekst był tłumaczeniem „Top 20 Most Popular Websites In The World” opublikowanego przez australijski blog facebook-advertising-marketing.com. Pod polskim artykułem zabrakło podania źródła.

Polska, zazdrosna natura niestety nie dała się oszukać, więc dociekliwi czytelnicy widząc, że autorowi tekstu, Adrianowi Drozdowi, udało się coś opublikować na Antywebie rozpoczęli pyskówki na temat przecinków i jakiejś literówki, którą wyszukali. Znalazł się wśród nich bardziej kreatywny, który wykazał się większą inicjatywą i sprawdził, czy aby przypadkiem tekst nie ma większych niedociągnięć niż zjedzony przecinek … i stało się… tak! Tekst został przetłumaczony i nie ma źródła!

„Ha! Mamy Cię gagatku!” – pomyśleli chórem wszyscy zazdrośnicy i do autora oryginalnego tekstu poleciało kilka maili ze skargą, że jakaś strona, z kraju położonego w Azji Mniejszej, plagiatuje jego dzieła:)

Jak wiadomo, plagiat najwyższą formą uznania, więc autor oryginalnego tekstu się ucieszył, ale też i lekko nastroszył, wykorzystując plagiat, by nim podbić popularność swojej strony.

Szybka reakcja Antyweb.pl

Bardzo szybko pojawiła się reakcja ze strony redakcji Antyweb.pl. Grzegorz Marczak twierdzi, że się skontaktował się z autorem oryginalnego tekstu z przeprosinami. Jednocześnie na antyweb.pl opublikował tekst wyjaśniający całą sprawę.

Jakie naprawdę były kulisy sprawy się nie dowiemy, nie ma to jednak znaczenia.

Jedno jest pewne: haters gonna hate, lovers gonna love, najważniejsze jest, co pomyśleli sobie pozostali. W ich oczach redakcja Antyweb.pl zasłużyła sobie na szacunek i to jest najważniejsze.

{rokcomments}